Praca powinna być nie tylko obowiązkiem, ale i przyjemnością. Zadania, które wykonujemy regularnie, a których nie lubimy, szybko mogą pogorszyć nastrój, obniżyć jakość życia, a nawet wywoływać frustrację, która odbije się na naszych bliskich. Nic więc dziwnego, że społeczeństwo jest takie różnorodne, a prace zarobkowe wciąż poszerzają swoją listę możliwości na zarobienie czy dorobienie. Każdy z nas ma w głowie marzenia, a jednym z pierwszych pytań, jakie się nam zadaje jest „kim chciał/a byś zostać?”. Oczywiście odpowiedzi, które udzielamy jako dzieci w dużym stopniu różnią się od tego co potem robimy jako dorośli (choć nie zawsze). Niektórym nie jest dane zrealizować swoich pragnień, inni zmieniają szybko zdanie lub nieustannie szukają swojego miejsca. A co jeśli zamienić pasję w pracę? Co jeśli dało by się zarabiać na tym co lubi się najbardziej? Czy to co robiliśmy dotychczas hobbistycznie (np. malarstwo) i dla przyjemności może sprawdzić się również jak obowiązek?
Czy da się zachować magię?
Siadając przed sztalugą, komputerem, do fortepianu, czy robiąc coś innego i równie twórczego odczuwamy przyjemność, podniecenie samym procesem tworzenia, obserwowaniem postępów oraz nie do końca wiadomym i możliwym do przewidzenia efektem końcowym. Nikt nas nie musi do tego zmuszać. Właściwie to wręcz czekamy by znowu oddać się swojemu ulubionemu i kreatywnemu zajęciu, doskonalić warsztat i czerpać satysfakcję z dzieł naszych rąk – tych bardziej i tych mniej efemerycznych. Jedni trwają w tym stanie całe życie, innym czas podsuwa inne zajęcia i zainteresowania, a jeszcze inni wymieniają swoje umiejętności na pieniądze. Nierzadko można usłyszeć, że „gdyby płacili mi za to czy tamto to stał/a bym się szczęśliwym człowiekiem”. Z drugiej strony, skoro to prawda, to dlaczego tylu jest wypalonych artystów? Czy uczynienie z przyjemności czegoś co jest dla nas obowiązkiem nie pozbawia nas magii i entuzjazmu? Odpowiedź, jak zresztą można by się spodziewać, nie jest tu jednoznaczna. Dla jednych jest to koniec radości z tworzenia, a początek pogłębiającej się irytacji i zniechęcenia, z kolei u innych powoduje jedynie utwierdzenie w przekonaniu, że właściwie wybrali ścieżkę dla swojej kariery zawodowej.
Skąd ta rozbieżność zdań?
Patrząc na całą sprawę z perspektywy człowieka, który zamienił przyjemność w obowiązek można odnieść wrażenie, że wszystko zależy od tego na jakich warunkach rozgrywa się ta przygoda. Osoby kreatywne posiadają bardzo różne temperamenty, a przez to różnie radzą sobie zasadami, które nagle zaczynają obowiązywać w ich wymarzonej pracy. Tworząc coś na zlecenie innych trzeba się dostosować, a nie każdy to potrafi. Wcześniej byli wolni, nie ograniczał ich czas, ani technika – teraz mają wytyczne. Swobodne „pociągnięcia pędzla” oraz „luźny tok myśli przelewanych na papier” nagle zamieniają się w pracę, która ma jakieś reguły, a przestrzeganie ich jest dużo większym sprawdzianem dla kreatywności niż swoboda i odwoływanie się do własnego zmysłu artystycznego. Nie każdy jest w stanie przetrwać ten nagły kubeł zimnej wody. Jednym dodaje on skrzydeł drugim podcina. Tych pierwszych można poznać po tym, że wraz ze stażem ich zdolności rozwijają się a zadania powoli sprawiają im coraz mniej problemów, do tego stopnia, że zaczynają tęsknić za wyzwaniami. Bez względu na to czy ich ambicje zostaną urzeczywistnione czy nie, szybko wracają również do przerwanego na pewien czas toku twórczości prywatnej. Kreatywność jest trochę jak używki – uzależnia.
Co się dzieje w głowie tych, którzy nie są w stanie podołać wyzwaniu?
Są też wielcy polegli – osoby, które swój talent i umiejętności nie potrafiły zmieścić w ramy pracy, regularności, obowiązków i realizacji koncepcji innych. Dla takich ludzi początkowa euforia zamienia się w niesmak, by następie pogłębiać ich niechęć do wszystkiego co wiąże się z tworzeniem opartym na poczuciu obowiązku. Początkowo buntują się i próbują pokazać, że ich koncepcja też może być atrakcyjna – kosztem efektywności – ale otoczenie coraz bardziej sprowadza ich na ziemię. Nieprzystosowani do krytyki tracą motywację, zamiast uczyć się na błędach. Ktoś kiedyś pewnie im powiedział, że mają wyjątkowy talent, ale rzeczywistość oczekuje od nich czegoś innego (więc może zostali okłamani?). Takie osoby wręcz męczą się w pracy, w oczekiwaniu na koniec dnia pełnego zadań, które jakoby miały być przyjemne i lukratywne zarazem. Gdy nic się nie poprawia rezygnują, nie mogąc znieść, że ich talent i czas jest tak ordynarnie marnowany, i dzieje się to bardzo szybko. Jeśli dodatkowo zespól, z którym muszą współpracować nie spełnia ich oczekiwań lub panuje w nim niedobra atmosfera, to na 99% po takiej przygodzie zostanie w nich trwała awersja do swojego dawnego hobby.